Kominek, najpopularniejszy polski bloger, wysmarował w 2006 roku notkę, streszczającą się w zdaniu “jak byłem młody, tooo były czasy…” Przedmiotem wpisu był budyń dra Oetkera i tak się dziwnie złożyło, że ów wpis wylądował wysoko w SERP-ie na frazy “dr oetker“, “oetker“, itp. Ludzie, odpowiedzialni za tę markę dostrzegli to po jakichś 3 latach (sic!) i postanowili zlecić “załatwienie sprawy” zewnętrznym agencjom. Z racji zarozumialstwa blogera, wyszło, jak wyszło… A co powinni byli zrobić? Depozycjonować!
Kwestie etyczne i techniczne
Depozycjonowanie “klasyczne” w postaci wyrzucenia z indeksu/zafiltrowania konkurencyjnej strony uznaję za zabroniony przez prawo czyn nieuczciwej konkurencji (nie słyszałem jednak o wyroku sądu w tego typu sprawie). W tym przypadku dochodzi olbrzymia “moc” bloga, wyrażona choćby przez PR5, czy przeszło 40 tys. linków przychodzących. Depozycjonować przez wyrzucenie z głównego indeksu da się większość stron, jednak koszta rosną wykładniczo do siły strony i jej wieku. Tutaj więc to raczej odpada nawet, jeśli mieszka się w Szczecinie…
Co natomiast jest w moim mniemaniu dozwolone, szczególnie jeśli “konkurencja” zawiera wulgaryzmy jak w tym przypadku, to wypchnięcie jej z Top10 poprzez pozycjonowanie “swoich” stron. I właśnie takim depozycjonowaniem (przepozycjonowaniem? 😉 ) powinny się były zająć firmy Lighthouse Consultants, czy Simplico. Dowiedziałem się, że wbrew temu, co p. Joanna Kupisiak powiedziała w rozmowie z Mediafunem, pewne działania SEO zostały podjęte. Kompletnie jednak nieudolnie i bez żadnych widocznych efektów.
Upłynęło już trochę czasu (podstawowa cecha seowca: cierpliwość 😉 ), więc spokojnie można przedstawić pobieżne studium przypadku, kiedy chcemy zdominować SERP’y na pewne frazy, a nie możemy sobie pozwolić na pokazanie “zaplecza” w postaci np. 10-stronicowych cienkich witrynek…
Metoda “brutalna”
Najprostsza, najmniej wysublimowana i łatwa w identyfikacji przez innych:
-bierzemy listę pierwszych 20-50-100 stron, które pojawiają się w SERP’ach naszych fraz i nie zawierają zanadto krytycznych opinii o produkcie,
-walimy linkami z czego się tylko da w te strony: publiczne SWL-e, katalogi, precle, zaplecze, itd.
Czy zadziała? Oczywiście… jedno ale jest takie, że nawet osoba słabo obyta z technikami manipulacji SERP-ami może to wykryć i wywołać aferę pod tytułem np. “Dr. Oetker spamuje wyniki wyszukiwania i cenzuruje”. Dlatego większe firmy sobie na to pozwolić nie mogą. Co innego, jeśli naszym zadaniem jest przesunięcie w dół wstydliwych faktów z życia pewnej osoby, wyskakujących wysoko po wpisaniu jej imienia i nazwiska.
Metoda zalecana